No cóż po strzelankach często jest problem, że zostaje nam trochę prądu, za mało na następną i za dużo aby doładować ją ryzykując wcześniejsze zużycie akumulatora. Można kupić rozładowywarki mikroprocesorowe, które same odłączają prąd ale to trochę kosztuje.
No więc tak niezbędne nam są
- żarówka na 12 V o mocy 5-10 W (2 zł) - multimetr cyfrowy(dla niewtajemniczonych chodzi o miernik napięcia) najtańszy i najprostszy do kupienia na targu czy na allegro chociażby TAKI (5zł) - trochę kabli -lutownica, cyna, nożyk do zdzierania izolacji, wolny czas i chęci
Do żaróweczki przylutowujemy przewody, przewody te wtykamy do naszej wtyczki od baterii, a żaróweczka świeci się. Brawo zrobiliśmy rozładowywarkę! Ale to nie wszystko bo z racji tego, że akumulator to technologia hi-tech należy uważać z tym czerpaniem prądu, bo możemy go bezpowrotnie uszkodzić. Dlatego też napięcie w naszym obwodzie nie powinno spaść poniżej 1V na ogniwo czyli konkretnie dla baterii:
7,2 V nie mniej niż 6V 8,4 V nie mniej niż 7V 9,6 V nie mniej niż 8V 10,8 V nie mniej niż 9V
Pojemność nie ma tu znaczenia. Aby temu zapobiec w obwód należy wpiąć multimetr aby na bieżąco mierzył nam napięcie w obwodzie, aby wskazania były prawidłowe wpinamy czerwony przewód do czerwonego a czarny do czarnego(choć jak wepniemy odwrotnie nic się nie stanie, odczyt będzie taki sam lecz ze znakiem ujemnym). Dla zobrazowania całości zróbcie według schematu:
Teraz jak macie wszystko wpięte, a żaróweczka świeci możecie zasiąść przy Battlefieldzie i co jakiś czas zerknąć na miernik czy nam napięcie nie zbliża się do krytycznej wartości. Gdy ją osiągnie rozłączamy obwód i to tyle można naładować akumulator do pełna.
Oczywiście to co pokazałem to typowa prowizorka, można kombinować poprzez dorabianie wtyczek jakiś dodatkowych przewodów tak aby łatwiej się używało choć w takiej konfiguracji jak jest funkcjonalność jest taka sama. Siedze na koniu
|